Mity dot. adopcji u formik.
: śr 03 cze, 2009
Witajcie - tęskniliście?
Widzę tu wiele mitów greckich na temat mrówek z grupy Rufa (podobno F. pratensis jest spoza tej grupy, ale co tam), adopcji, itd., więc napiszę kilka słów prawdy objawionej.
Podkreślam, że piszę teraz o dwóch gatunkach: F. pratensis oraz F. polyctena.
Przede wszystkim: zapomnijcie o micie, że królowe tych gatunków zabijają królową F. fusca, gdy wnikają do jej gniazda. Nie czynią tego, gwarantuję. Nigdy. Supozycje, jakoby to czyniły są oparte na domysłach i niczym więcej - między innymi myrmekologów jak Czechowski lub Pisarski. Zauważcie jednak, że w pismach tych autorów (przynajmniej tych, z którymi ja miałem styczność) nie ma mowy o zabijaniu prawowitych matek - jest mowa tylko o tym, że matki pasożyta były znajdowane w gniazdach F. fusca. Należy podkreślić, że autorzy ci ze szczegółami opisywali jakie to trupy znajdowali w owych gniazdach - np. martwych robotnic F. fusca - ale NIGDY nie ma mowy o znalezieniu nieżywej królowej. Ergo: pomysł, że królowa pasożyta zabija królowe F. fusca to bajęda i nadinterpretacja. Jeśli Wam mało - oświadczam, że właśnie patrzę na królową F. polyctena, która wymienia się pokarmem z królową F. fusca (a nieopodal trolluje inna królowa F. fusca). Żeby Wam uzmysłowić o co mi chodzi, posłużę się przykłedem amazonki (P. rufescens). Na YT łatwo znajdziecie filmik, który pokazuje wnikanie amazonki do gniazda Formica sp. Zaraz po wejściu, niczym torpeda, królowa amazonki atakuje i w mgnieniu oka zabija królową Formica sp. Bez marudzenia, pieprzenia - ciach i już. Gdyby mrówki o których piszę tak czyniły - nie byłoby żadnego czekania, lizania, trofalaksji - ściełyby królowe F. fusca od razu. Instynkt. Niczego takiego nie odnotowujemy.
Dlaczego tedy nie ma matek F. fusca i F. polyctena oraz F. pratensis na raz w gnieździe? Najprawdopodobniej dochodzi do wojny feromonów. Pasożyt z racji tego, że jest pasożytem, ma je silniejsze - i może się tak zdarzyć, że dojdzie do podziału kolonii. Przegrana królowa odchodzi po prostu z gniazda z niewielkim orszakiem robotnic. Odchodzi - ale nie jest zabijana przez robotnice, a tym bardziej przez zwycięzką królową. Gdyby było inaczej, znajdowalibyśmy nieżywe matki F. fusca. Z drugiej strony, często znajdujemy niewielkie kolonie F. fusca, składające się z jednej królowej i kilkunastu wyrośniętych robotnic. Część zapewne pochodzi z ologinicznych kolonii (F. fusca NIE JEST POLOGINICZNA - jest OLIGONICZNA, co znaczy, że królowe wzajemnie się nie tolerują, acz bywają w jednym gnieździe w różnych jego częściach; wcale nie oznacza to, że ze sobą walczą, ale po prostu za sobą nie przepadają i wzajemnie się odganiają), ale część zapewne ma swój rodowód właśnie w związku z wniknięciem pasożyta.
Teraz kilka słów o poszczególnych gatunkach.
F. polyctena z powodzeniem wnika do gniazd F. fusca. Zaraz po wniknięciu - a piszemy tu o kwestii kilku sekund - rozpoczyna błaganie o żarcie. Czyni to niczym odkurzacz. Prosi o żarcie wszystko, włącznie z królową F. fusca. Zaznaczam tu, że nieraz znajdowałem nieżywe królowe F. polyctena w gniazdach F. fusca, z czego należy wnosić, że rzadko udaje się wniknięcie. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że nie udaje się to nigdy w przypadku obecności matki F. fusca. Ja wpuściłem do próbówki królową F. polyctena wraz z kilkoma robotnicami, a dopiero po paru godzinach oddałem F. fusca królową - gdy już było za późno (królowa F. polyctena zdążyła się nalizać, podjeść, etc.), dlatego też wszystko przebiegło zgodnie z planem. Natomiast rok temu wpuściłem do kolonii F. fusca na raz trzy królowe F. polyctena, przy obecności kilkudziesięciu jaj, larw i poczwarek. Efekt - w ciągu tygodnia wszystkie królowe F. polyctena zostały pozabijane, mimo tego, że nie było królowej F. fusca. W związku z tym należy wnosić, że obecność dużej ilości larw skutecznie broni F. fusca przed atakiem pasożyta. Larw - nie królowej, to ważne. Możliwe, że popełniłem błąd wpuszczając na raz wiele królowych F. polyctena - ale gdy została jedna, prześladowania (ciągnięcie za czułki, nogi - przy jednoczesnym karmieniu, czyli tu nie chodziło o typową agresję wobec mrówki z innym wzorem zapachowym, który już dawno się zunifikował) wcale nie ustały, co powinno mieć miejsce w przypadku, gdyby chodziło o wybór najlepszej pretendentki. I tu dochodzimy do sedna sprawy - F. polyctena roi się bardzo wcześnie, w kwietniu, gdy u F. fusca jest jeszcze niewiele larw (eksplozja płodności następuje w maju).
Podkreślam - ja adoptowałem matkę F. polyctena bez królowej F. fusca, którą dodałem kilka godzin później. Ale biorąc pod uwagę szybkość z jaką F. polyctena się adoptowała (kilka sekund!) grubo wątpię by miało to jakiekolwiek znaczenie. Tu chodzi raczej o ilość larw, których, oczywiście, w bezmatecznej kolonii praktycznie nie ma. I o to chodzi: F. polyctena zapewne najlepiej i najszybciej aklimatyzuje się w bezmatecznej kolonii f. fusca (sruuu kubkiem, jak w WC kwadransie), aczkolwiek adopcja w matecznej kolonii też jest możliwa, gdyż królowe tych dwóch gatunków nie wykazują wobec siebie agresji.
Werdykt: nie ma co wierzyć bezkrytycznie w teksty myrmekologów - także polskich, którzy tak samo gdybają, jak Wy (acz zapewne częściej mają farta).
F. pratensis... Mrówka ta jest nieco inna od F. polyctena. Przede wszystkim gniazduje na otwartych, piaszczystych podłożach, np. suchych łąkach. Gdzie tu niby są F. fusca??? Zazwyczaj nie ma - i potwierdzają to moje wieloletnie obserwacje. F. pratensis po roju ciągnie w stronę F. rufibarbis i F. cunicularia. Nawet dzisiaj znalazłem królową F. pratensis nieomal zarżniętą przez F. rufibarbis przy wejściu do jej gniazda. Z drugiej strony, jeszcze nie spotkałem królowej F. pratensis w gnieździe F. fusca, nawet martwej. Nie twierdzę, że adopcja jest niemożliwa u F. fusca, ale rzadka. Jest możliwa - bo udała mi się taka adopcja - ale przebiegała gwałtownie. Musiałem siłowo (czytaj: podtopić) F. fusca, by przyjęły królową F. pratensis. Inaczej zapewne by ją zaciukały. Wiem, bo na sucho też próbowałem i bez interwencji straciłbym królową F. pratensis. W końcu ją zaakceptowały, ale bez entuzjazmu - zarówno ze strony gospodarza, jak i pasożyta. Owszem, matka od czasu do czasu żebrała o pokarm, ale jakoś tak niemrawo, w porównaniu do F. polyctena, która w ciągu 3 minut zdążyła wycmokać wszystkie robo w kolonii. Co mam na myśli pisząc: niemrawo? Otóż, F. polyctena dotykała nadustka robotnic dwoma przednimi nogami i chłostała je czułkami (sygnały do nakarmienia), póki robotnica nie oddała co miała, podczas gdy F. pratensis dotykała jedną nogą nadustka i chłostała tylko przez trzy sekundy, a potem biernie czekała na reakcję). Co ważne: czyniła to znacznie rzadziej, niż jej kuzynka (F. polyctena średnio 3 razy na minutę, F. pratensis raz na 5).
Zmierzam do tego, że F. fusca nie są najlepszym wyborem dla F. pratensis. Mrówki te są zbyt zadziorne i żwawe, by się z nimi "czaić" - je trzeba "zniewolić" (czyli: oczarować zapachem) raz-dwa. Z drugiej strony, po dodaniu do F. pratensis F. rufibarbis, nie było żadnych konfliktów, pomimo tego, że mrówki widziały się pierwszy raz w życiu (a raczej: wąchały). F. pratensis wprawdzie nie zmieniła zachowania - ale F. rufibarbis zdawała się akceptować tę bierność, podczas gdy F. fusca na widok czegoś takiego zaczęłaby w najepszym razie tarmosić królową. Wniosek jest jeden: F. pratensis za głównego "hosta" wyznają F. rufibarbis (albo F. cunicularia, bo to podobne gatunki), a nie F. fusca, której infiltracja udaje się rzadko, gdyz mrówka ta, po pierwsze, nie występuje w zbyt licznie w ich biotopie, a po wtóre: jest zbyt energiczna.
I co ważne - często znajdowałem kolonie F. rufibarbis składające się z jednej królowej i kilkunastu WYROŚNIĘTYCH robotnic (których nie może być w koloniach młodych, założonych klasztornie z oczywistych względów). Wnioski takie same, jak u f. fusca: te małe kolonie mogą pochodzić zarówno z podziału oligonicznych kolonii - jak i kolonii zaatakowanych przez pasożyta.
Nie wiem, czy F. pratensis zabija królową F. rufibarbis - ale wątpię, bo wniknięcie do matecznej kolonii F. rufibarbis wydaje mi się niemożliwe dla F. pratensis (za bardzo pierdołowata; zazwyczaj ginie przy wejściu, zamiast szarżować i zabijać po drodze). Bardziej możliwe, że udaje się jej to tylko w przypadku bezmatecznych kolonii. Gwoli uczciwości należy napisać, że raz w próbówce matka F. pratensis urżnęła matkę F. fusca - ale to raczej był odruch bezwarunkowy, bo właśnie wtedy rozpoczynałem "potop" - no i akurat trzy robo usiłowały odciąć królowej F. pratensis członki (czyli atak w geście rozpaczy; nie sądzę, aby była bardziej agresywna od F. polyctena, bo ta ostatnia jest znacznie bardziej energiczna i efektywna w czasie wnikania).
I na końcu - zapomnijcie o lodówce. U formik królowa pasożyta albo zostanie przyjęta, albo nie. Nie ma znaczenia, ile będziecie mrozić pasożyta i kolonię. Nawet po paru dniach w lodówce królowe mogą skończyć w paszczach robotnic. Innymi słowy - nazbierajcie dużo królowych pasożyta, a nie mroźcie bez sensu kilkaset próbówek. Jeśli dobrze dobierzecie pasożyta, gospodarza i stosowny skład - to nawet w ciągu godziny uda Wam się doprowadzić do idealnej adopcji.
Reasumując: trzymajcie się ramy. :*
Widzę tu wiele mitów greckich na temat mrówek z grupy Rufa (podobno F. pratensis jest spoza tej grupy, ale co tam), adopcji, itd., więc napiszę kilka słów prawdy objawionej.
Podkreślam, że piszę teraz o dwóch gatunkach: F. pratensis oraz F. polyctena.
Przede wszystkim: zapomnijcie o micie, że królowe tych gatunków zabijają królową F. fusca, gdy wnikają do jej gniazda. Nie czynią tego, gwarantuję. Nigdy. Supozycje, jakoby to czyniły są oparte na domysłach i niczym więcej - między innymi myrmekologów jak Czechowski lub Pisarski. Zauważcie jednak, że w pismach tych autorów (przynajmniej tych, z którymi ja miałem styczność) nie ma mowy o zabijaniu prawowitych matek - jest mowa tylko o tym, że matki pasożyta były znajdowane w gniazdach F. fusca. Należy podkreślić, że autorzy ci ze szczegółami opisywali jakie to trupy znajdowali w owych gniazdach - np. martwych robotnic F. fusca - ale NIGDY nie ma mowy o znalezieniu nieżywej królowej. Ergo: pomysł, że królowa pasożyta zabija królowe F. fusca to bajęda i nadinterpretacja. Jeśli Wam mało - oświadczam, że właśnie patrzę na królową F. polyctena, która wymienia się pokarmem z królową F. fusca (a nieopodal trolluje inna królowa F. fusca). Żeby Wam uzmysłowić o co mi chodzi, posłużę się przykłedem amazonki (P. rufescens). Na YT łatwo znajdziecie filmik, który pokazuje wnikanie amazonki do gniazda Formica sp. Zaraz po wejściu, niczym torpeda, królowa amazonki atakuje i w mgnieniu oka zabija królową Formica sp. Bez marudzenia, pieprzenia - ciach i już. Gdyby mrówki o których piszę tak czyniły - nie byłoby żadnego czekania, lizania, trofalaksji - ściełyby królowe F. fusca od razu. Instynkt. Niczego takiego nie odnotowujemy.
Dlaczego tedy nie ma matek F. fusca i F. polyctena oraz F. pratensis na raz w gnieździe? Najprawdopodobniej dochodzi do wojny feromonów. Pasożyt z racji tego, że jest pasożytem, ma je silniejsze - i może się tak zdarzyć, że dojdzie do podziału kolonii. Przegrana królowa odchodzi po prostu z gniazda z niewielkim orszakiem robotnic. Odchodzi - ale nie jest zabijana przez robotnice, a tym bardziej przez zwycięzką królową. Gdyby było inaczej, znajdowalibyśmy nieżywe matki F. fusca. Z drugiej strony, często znajdujemy niewielkie kolonie F. fusca, składające się z jednej królowej i kilkunastu wyrośniętych robotnic. Część zapewne pochodzi z ologinicznych kolonii (F. fusca NIE JEST POLOGINICZNA - jest OLIGONICZNA, co znaczy, że królowe wzajemnie się nie tolerują, acz bywają w jednym gnieździe w różnych jego częściach; wcale nie oznacza to, że ze sobą walczą, ale po prostu za sobą nie przepadają i wzajemnie się odganiają), ale część zapewne ma swój rodowód właśnie w związku z wniknięciem pasożyta.
Teraz kilka słów o poszczególnych gatunkach.
F. polyctena z powodzeniem wnika do gniazd F. fusca. Zaraz po wniknięciu - a piszemy tu o kwestii kilku sekund - rozpoczyna błaganie o żarcie. Czyni to niczym odkurzacz. Prosi o żarcie wszystko, włącznie z królową F. fusca. Zaznaczam tu, że nieraz znajdowałem nieżywe królowe F. polyctena w gniazdach F. fusca, z czego należy wnosić, że rzadko udaje się wniknięcie. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że nie udaje się to nigdy w przypadku obecności matki F. fusca. Ja wpuściłem do próbówki królową F. polyctena wraz z kilkoma robotnicami, a dopiero po paru godzinach oddałem F. fusca królową - gdy już było za późno (królowa F. polyctena zdążyła się nalizać, podjeść, etc.), dlatego też wszystko przebiegło zgodnie z planem. Natomiast rok temu wpuściłem do kolonii F. fusca na raz trzy królowe F. polyctena, przy obecności kilkudziesięciu jaj, larw i poczwarek. Efekt - w ciągu tygodnia wszystkie królowe F. polyctena zostały pozabijane, mimo tego, że nie było królowej F. fusca. W związku z tym należy wnosić, że obecność dużej ilości larw skutecznie broni F. fusca przed atakiem pasożyta. Larw - nie królowej, to ważne. Możliwe, że popełniłem błąd wpuszczając na raz wiele królowych F. polyctena - ale gdy została jedna, prześladowania (ciągnięcie za czułki, nogi - przy jednoczesnym karmieniu, czyli tu nie chodziło o typową agresję wobec mrówki z innym wzorem zapachowym, który już dawno się zunifikował) wcale nie ustały, co powinno mieć miejsce w przypadku, gdyby chodziło o wybór najlepszej pretendentki. I tu dochodzimy do sedna sprawy - F. polyctena roi się bardzo wcześnie, w kwietniu, gdy u F. fusca jest jeszcze niewiele larw (eksplozja płodności następuje w maju).
Podkreślam - ja adoptowałem matkę F. polyctena bez królowej F. fusca, którą dodałem kilka godzin później. Ale biorąc pod uwagę szybkość z jaką F. polyctena się adoptowała (kilka sekund!) grubo wątpię by miało to jakiekolwiek znaczenie. Tu chodzi raczej o ilość larw, których, oczywiście, w bezmatecznej kolonii praktycznie nie ma. I o to chodzi: F. polyctena zapewne najlepiej i najszybciej aklimatyzuje się w bezmatecznej kolonii f. fusca (sruuu kubkiem, jak w WC kwadransie), aczkolwiek adopcja w matecznej kolonii też jest możliwa, gdyż królowe tych dwóch gatunków nie wykazują wobec siebie agresji.
Werdykt: nie ma co wierzyć bezkrytycznie w teksty myrmekologów - także polskich, którzy tak samo gdybają, jak Wy (acz zapewne częściej mają farta).
F. pratensis... Mrówka ta jest nieco inna od F. polyctena. Przede wszystkim gniazduje na otwartych, piaszczystych podłożach, np. suchych łąkach. Gdzie tu niby są F. fusca??? Zazwyczaj nie ma - i potwierdzają to moje wieloletnie obserwacje. F. pratensis po roju ciągnie w stronę F. rufibarbis i F. cunicularia. Nawet dzisiaj znalazłem królową F. pratensis nieomal zarżniętą przez F. rufibarbis przy wejściu do jej gniazda. Z drugiej strony, jeszcze nie spotkałem królowej F. pratensis w gnieździe F. fusca, nawet martwej. Nie twierdzę, że adopcja jest niemożliwa u F. fusca, ale rzadka. Jest możliwa - bo udała mi się taka adopcja - ale przebiegała gwałtownie. Musiałem siłowo (czytaj: podtopić) F. fusca, by przyjęły królową F. pratensis. Inaczej zapewne by ją zaciukały. Wiem, bo na sucho też próbowałem i bez interwencji straciłbym królową F. pratensis. W końcu ją zaakceptowały, ale bez entuzjazmu - zarówno ze strony gospodarza, jak i pasożyta. Owszem, matka od czasu do czasu żebrała o pokarm, ale jakoś tak niemrawo, w porównaniu do F. polyctena, która w ciągu 3 minut zdążyła wycmokać wszystkie robo w kolonii. Co mam na myśli pisząc: niemrawo? Otóż, F. polyctena dotykała nadustka robotnic dwoma przednimi nogami i chłostała je czułkami (sygnały do nakarmienia), póki robotnica nie oddała co miała, podczas gdy F. pratensis dotykała jedną nogą nadustka i chłostała tylko przez trzy sekundy, a potem biernie czekała na reakcję). Co ważne: czyniła to znacznie rzadziej, niż jej kuzynka (F. polyctena średnio 3 razy na minutę, F. pratensis raz na 5).
Zmierzam do tego, że F. fusca nie są najlepszym wyborem dla F. pratensis. Mrówki te są zbyt zadziorne i żwawe, by się z nimi "czaić" - je trzeba "zniewolić" (czyli: oczarować zapachem) raz-dwa. Z drugiej strony, po dodaniu do F. pratensis F. rufibarbis, nie było żadnych konfliktów, pomimo tego, że mrówki widziały się pierwszy raz w życiu (a raczej: wąchały). F. pratensis wprawdzie nie zmieniła zachowania - ale F. rufibarbis zdawała się akceptować tę bierność, podczas gdy F. fusca na widok czegoś takiego zaczęłaby w najepszym razie tarmosić królową. Wniosek jest jeden: F. pratensis za głównego "hosta" wyznają F. rufibarbis (albo F. cunicularia, bo to podobne gatunki), a nie F. fusca, której infiltracja udaje się rzadko, gdyz mrówka ta, po pierwsze, nie występuje w zbyt licznie w ich biotopie, a po wtóre: jest zbyt energiczna.
I co ważne - często znajdowałem kolonie F. rufibarbis składające się z jednej królowej i kilkunastu WYROŚNIĘTYCH robotnic (których nie może być w koloniach młodych, założonych klasztornie z oczywistych względów). Wnioski takie same, jak u f. fusca: te małe kolonie mogą pochodzić zarówno z podziału oligonicznych kolonii - jak i kolonii zaatakowanych przez pasożyta.
Nie wiem, czy F. pratensis zabija królową F. rufibarbis - ale wątpię, bo wniknięcie do matecznej kolonii F. rufibarbis wydaje mi się niemożliwe dla F. pratensis (za bardzo pierdołowata; zazwyczaj ginie przy wejściu, zamiast szarżować i zabijać po drodze). Bardziej możliwe, że udaje się jej to tylko w przypadku bezmatecznych kolonii. Gwoli uczciwości należy napisać, że raz w próbówce matka F. pratensis urżnęła matkę F. fusca - ale to raczej był odruch bezwarunkowy, bo właśnie wtedy rozpoczynałem "potop" - no i akurat trzy robo usiłowały odciąć królowej F. pratensis członki (czyli atak w geście rozpaczy; nie sądzę, aby była bardziej agresywna od F. polyctena, bo ta ostatnia jest znacznie bardziej energiczna i efektywna w czasie wnikania).
I na końcu - zapomnijcie o lodówce. U formik królowa pasożyta albo zostanie przyjęta, albo nie. Nie ma znaczenia, ile będziecie mrozić pasożyta i kolonię. Nawet po paru dniach w lodówce królowe mogą skończyć w paszczach robotnic. Innymi słowy - nazbierajcie dużo królowych pasożyta, a nie mroźcie bez sensu kilkaset próbówek. Jeśli dobrze dobierzecie pasożyta, gospodarza i stosowny skład - to nawet w ciągu godziny uda Wam się doprowadzić do idealnej adopcji.
Reasumując: trzymajcie się ramy. :*