

Po dotarciu do hotelu, odebraniu kluczy rozpoczęliśmy poszukiwanie naszego pokoju. Było to zadanie dość trudne, bo teren hotelu (a raczej ośrodka wypoczynkowego) zajmował prawie 2 boiska do piłki nożnej, a nic nie było budowane wyżej ponad 1-sze piętro. Zajęło to nam około 20 minut. Przez całą drogę oczywiście głowa w dół


Podczas jednej z wycieczek fakultatywnych do parku narodowego „Nabq” na pustyni
Nabaq spotkałem samotne wędrowniczki Cataglypsis sp, lecz niestety nie mogłem znaleźć żadnego gniazdka… No nic to… Odwiedziłem także las namorzynowy i oglądałem dokładnie każde drzewko mangrowe, no ale nic nie znalazłem… No, prawie nic – był tam jeden piękny czarny krabik nakrapiany żółtymi kropkami. Plaża dookoła była gęsta od norek krabów – skrzypków, które błyskawicznie wracały do domku, gdy ktoś nadchodził. Ta część wyprawy była wielce uboga w mrówki. Szkoda, no ale cóż… Cały park był strzeżony przez żołnierzy pod bronią, najprawdopodobniej z powodu rzadkich gatunków roślin tam występujących i… pola minowego, na którym co kawałek stały spalone wraki samochodów – a to na boku, a to wbite dziobem w ziemię lub na boku. Przemytnicy, bojownicy lub zbłąkani przewoźnicy – nie wnikam, ale pole minowe było naprawdę dobrze oznaczone. Pewnie tam się wszystkie mrówki pochowały :-D
Chodząc w wolnych chwilach na polowania zaobserwowałem dużą ilość skrzydlatych samców przy wyjściach z gniazd Camponotus sp. „Rójka!” pomyślałem i czekałem na dalszy rozwój akcji. Lecz niestety sance wróciły do gniazda bez żadnych lotów ani nawet prób, a do tego żadna królowa nie wychyliła łebka z dziury… 4 dnia wyprawy dorwałem jakąś Cardiocondyla sp i parę samotnych królowych Pheidole sp, których żołnierzyki nie przekraczały 2,5mm :-D Spotkałem także jakiś inny, nieznany mi w ogóle gatunek. Gniazdował w osadach solnych nad do 20m od morza. Wyglądała jak maleńka F. truncorum, tylko że z okrągłą główką i odwłokiem, na stosunkowo krótkich nóżkach. Tego gatunku nie dało się pojmać Co prawda żadnych mrówek faraonek (Monomorium pharaonsis) nie spotkałem, ale skoro pochodzą one z Ameryki Południowej… Starałem się, ale naprawdę – te czapy były niesamowicie twarde.
Na samiuśki koniec wyprawy Synaj obdarował mnie paroma rójkowymi ( a jednak!) królowymi Camponotus sp. Wielce uradowany złapałem co było, spakowałem się i na lotnisko. Standardowa procedura przy przelocie samolotem – prześwietlaie bagaży podręcznych i walizek, a co za tym idzie – standardowa na to reakcja, czyli pełne gacie. Specjalnie robiłem mega bajzel w walizce, by nic się na skanerach nie dopatrzyli, a jeśli by już otworzyli (czyli sforsowali wszystkie moje zabezpieczenia, rozwalili kłódki, rozplątali plątaninie węzłów ściskających bagaże) to mrówki nie są koralowcami i chyba nic by mi nie zrobili

