Właśnie przebywam na wakacjach u rodziny mojej dziewczyny we wsi Grzeszyn. Nie zakładam nowego tematu, ponieważ to jakieś kilkanaście kilometrów od Ldzania i generalnie jest to ten sam kompleks leśny. Wyjazd trwa dopiero trzy dni, ale pod względem przeżyć związanych z mrówkami czuję się jak bym spędził tu ponad miesiąc. Zapraszam na obszerną (i mam nadzieję że ciekawą) relację z dotychczasowego pobytu. Jej ukoronowaniem jest odnalezienie kolonii rzadkiego gatunku Polyergus rufescens.
Przyjechałem na miejsce w sobotę. Mieszkam w domu położonym niedaleko lasu. Już pierwszego dnia moja dziewczyna wskazała mi na podwórku miejsce gdzie są "jakieś czarne mrówki". Po sprawdzeniu okazało się, że są to L.niger. Nic specjalnego, jednak po podniesieniu starego głośnika leżącego tuż przy gnieździe odkryłem dużą kupkę kokonów, w tym także królewskich - sygnał, że rójki w tym rejonie są opóźnione w stosunku do Łodzi. Po południu udałem się na spacer.
Zaledwie 100m od domu, przy linii telefonicznej przecinającej się przez las odnalazłem gniazdo F.truncorum. Robotnic całkiem dużo, choć samo gniazdo nie jest wielkie - trochę igieł i resztek kory. Od gniazd prowadzi bardzo wyraźny szlak. Po przedarciu się przez krzaki okazało się, że mrówki kierują się w stronę niewielkiego dębu położonego 5m od gniazda, a następnie wchodzą na drzewo. W jakim celu, nie mam pojęcia. Podejrzewam, że może chodzić o spadź (na tym drzewie oparta jest złamana sosenka).
Kilkaset metrów od tego miejsca trafiłem na duży kompleks kolonii z których część tworzy z pewnością kolonie polikaliczne. Ciągnie się on przez jakieś 100-150m wzdłuż drogi z dużymi kopcami położonymi po obu jej stronach. W pierwszej chwili postanowiłem zejść z drogi i wejść do lasu. Zauważyłem sznurek robotnic, spośród których niektóre miały kokony w żuwaczkach. Sugeruje to oczywiście F.sanguinea, ale dziwne jest że przy takim zagęszczeniu kolonii jeszcze się nie powybijały. Pomysł z zejściem z drogi był zły. Całe runo leśne pokryte jest chordami mrówek. Nie znalazłem ani jednego miejsca w którym możnaby choć na chwilę przystanąć. Nawet na drodze jest to praktycznie niemożliwe. Moje próby obserwacji musiały wyglądać komicznie: wbiegałem do lasu, przez ok. 30 sekund podskakiwałem w miejscu, żeby nie obeszły mnie mrówki, a potem wybiegałem na drogę i przez kolejne pół minuty odrywałem mrówki wczepione żuwaczkami w moje nogawki i sznurowadła. Pierwszy raz od chwili, kiedy zacząłem interesować się mrówkami mogłem powiedzieć, że mam ich naprawdę dosyć. To co widziałem w tym miejscu podchodzi pod jakąś klęskę żywiołową i skłoniło mnie do rozmyślań nad dynamiką wzorstu kolonii mrówek (mówiąc inaczej - jak to się dzieje że pokrywając tak duży obszar są w stanie znaleźć na nim wystarczjącą ilość pokarmu).
Udałem się w drogę powrotną, nieco inną trasą. Znów zapuściłem się w las i siedząc z nosem w poszyciu leśnym zaobserwowałem mikroskopijną mrówkę należącą do Myrmecinae. Niestety krążące w rejonie robotnice F.rufa (polcytena?) uniemożliwiły mi jej złapanie, szczególnie że przy mrówce którą próbowałem złapać były prawdziwymi gigantami. Postaram się jeszcze tam wrócić i sprawdzić, czy jest to po prostu T.caespitum czy też jakiś inny gatunek. Postanowiłem kontynuować powrót.
Wracając drogą natrafiłem na wspomnianą wcześniej linię telefoniczną. Przecinka wzdłuż niej ma szerokość ok. 8-10m, zimia pokryta jest porostami i wrzosami. Ten około 150 metrowy odcinek wzdłuż linii (od miejsca w którym teraz byłem do ściżki wiodącej do domu przy której znalazłem gniazdo F.truncorum) okazał się mrówkowym El Dorado. Idąc wzdłuż ścieżki zaboserwowałem dziwne kupki ziemi pośród wrzosów. Okazało się, że to gniazda T.caespitum. Dalsze obserwacje wykazały, że T.caespitum są na tym obszarze wszędzie, choć często ich nie widać bo niektóre gniazda są całkowicie pod ziemią. Rozłupanie starego pieńka ukazało mi wnętrze gniazda T.caespitum wraz z królowymi - kolejny dowód na to, że rójki są opóźnione. Co więcej, obserwacje sugerują, że T.caespitumm egzystują na tym obszarze pokojowo z innymi mrówkami. Duże Formica zdają się je po prostu ignorować. Odnalzałem nawet gniazdo T.caespitum położone kilkanaście cm od obrzeża wspomnianego gniazda F.truncorum.
Zauważyłem również, że wzdłuż linii telefonicznej znajduje się mnóstwo gniazd F.cinerea, które są tutaj pospolite niczym L.niger w miastach - ta błędna konkluzja miała być już wkrótce skorygowana. Natknąłem się również na trzy dziwne robotnice walczące z robotnicami F.cinerea. Robotnice te były całe czerwone, rozmiar na oko oceniłem na 8mm (większe od F.cinerea). Moją uwagę przykuł odwłok i żuwaczki. Odwłok nie jest beczkowaty jak u Formica, jest węższy i ma raczej strzelisty kształt. Sprawia to, że stylik jest niezwykle wyraźnie widoczny, gdyż odwłok ani trochę go nie przysłania. Żuwaczki z kolei mają kształt sierpów i pozbawione są zębów. Głowa ma kształt eliptyczny i żuwaczki osadzone są tak, że ich krawędź boczna pokrywa się dokładnie z krawędzią głowy. Pomimo tych cech morfologicznych uznałem, że to jakaś Formica. Próbowałem znaleźć gniazdo, ale bezskutecznie. Pomimo poszukiwań w pobliżu nie odnalazłem żadnego kopca.
W niedzielę udałem się ponownie na ścieżkę wzdłuż linii telefonicznej, tym razem z postanowieniem odnalezienia gniazda owych dziwnych "Formica". Wypatrzyłem kilka robotnic i postanowiłem je śledzić, żeby zobaczyć gdzie się gnieżdżą. Ku mojemu zaskoczeniu dwie z nich wesły do gniazda w ziemi, a chwilę po nich do tego samego gniazda weszły robotnice F.cinerea. Dalsze obserwacje przerwał deszcz.
Na tym etapie wykazałem się małą błyskotliwością, bo miałem już wystarczająco dużo obserwacji, żeby zebrać je w jedną całość - wspólne gniazdo z F.cinerea i sierpowate żuwaczki nienadające się praktycznie do zdobywania pokarmu powinny dać mi do myślenia.
Oświecenie przyszło po południu, kiedy to po deszczu udałem się w to samo miejsce. Ponownie wypatrzyłem kilka dużych czerwonych robotnic. Tym razem u jednej zauważyłem poczwarkę w żuwaczkach. Widząc dokąd się kieruje próbowałem odnaleźć gniazdo, niestety bezskutecznie. Podążyłem więc w przeciwną stronę. Obserwowałem coraz więcej robotnic z poczwarkami i larwami w żuwaczkach. Poruszałem się wzdłuż coraz większej kolumny, by wreszcie natrafić na zaatakowane gniazdo F.cinerea. Kłębiło się wokół niego mnóstwo robotnic tajemniczej mrówki. Zastaną scenę trudno nazwać walką - F.cinerea praktycznie się nie broniły, bo przy takiej przewadze liczebnej wroga po prostu nie były w stanie. Rush zergów to przy tym małe piwo. Pojedyncze robotnice F.cinerea próbowały atakować napastników, widziałem kilka niosąsych poczwarki z powrotem do gniazda, kilka robotnic siedziało na źdbłach kępki trawy rosnącej przy wejściu do gniazda. Podążyłem za kolumną w stronę gniazda, którego przed chwilą nie potrafiłem odnaleźć. Kolumna dochodziła do niewielkiej sosenki i tam znikała. Obszedłem sosenkę do okoła, żeby upewnić się że mrówki nie idą dalej. Zdziwiałem się, bo owszem pod sosenką było gniazdo ale F.cinerea. I w tym momencie nastąpiło olśnienie. Złożyłem wszystkie obserwacje do kupy i już wiedziałem co jest grane. Szybko skojarzyłem, że przecież czytałem o mrówkach stosujących niewolnictwo, które zajmują się tylko przeprowadzaniem rajdów a całą resztą zajmują się niewolnice. Chyba nigdy nie przypuszczałem jednak, że w Polsce jest gatunek mrówki który tak właśnie żyje i że zobaczę to na własne oczy. Po wczołganiu się pod sosenkę odnalazłem wejście go gniazda. Odległość do atakowanego gniazda wynosi 8-9m. Po powrocie do domu zabrałem się za identyfikację gatunku. Nie odnalazłem go pośród żadnych Formica, co mnie zmartwiło. Przypomniało mi się, że mam jednak elektroniczną wersję The Ants of Poland i dzięki temu udało się - ten gatunek to Polyergus rufescens.
Obserwacje przeprowadzone dziś rano pozwoliły na odnalezienie jeszcze trzech gniazd tego gatunku. Obejrzałem również zaatakowane gniazdo. Ku mojemu zaskoczeniu wejście do niego zostało zasypane igłami, gałązkami i kawałkami porostów. Nie wiem tylko, czy to robota agresorów czy obrońców. Ponadto stwierdziłem, że w poprzednio obserwowanym gnieździe T.caespitum nie ma już królowych. Do tego znalazłem królową, najprawdopodobniej F.sanguinea. Właśnie siedzi sobie w probówce z kilkudziesięcioma kokonami F.cinerea znalezionymi pod korą jednego z pieńków. Widziałem również kokony królewskie, więc rójka już pewno niedługo. Ponadto złapałem królową kartonówki - pora wykorzystać kokony L.niger znalezione na podwórku.
Przede mną jeszcze 4 dni pobytu, jeśli będą choć w połowie tak owocne jak dotychczasowe to możecie liczyć na ciąg dalszy relacji (pytanie tylko czy ktoś czyta takie długie posty

)
[url=http://rozplatajactecze.blogspot.com/]http://rozplatajactecze.blogspot.com/[/url] - Mój blog. Kilka słów o nauce
[url=http://www.last.fm/user/killy9999/?chartstyle=audioscrobbler][img]http://imagegen.last.fm/audioscrobbler/artists/killy9999.gif[/img][/url]