Wyglądało to mniej/więcej tak :
W sobotę 29.05. po południu, wyruszyliśmy ze śląska w kierunku Węgier. Celem była eksploracja południowych terenów w poszukiwaniu nieobecnych na naszym terenie gatunków mrówek. Długi majowy weekend, sprzyjał tego typu eskapadzie.
Iza - kierowca, terrarystka i początkujący mrówkolub ze Szczecina.
Dominik - Gdynianin, doświadczony włuczykij, zauroczony widokami i mrówkami.
Piotr/Curtus - moja skromna osoba miała za zadanie "na czuja" odnaleźć tereny gniazdowania i nie pozwolić na zabłądzenie w lasach.
No tak... wypad okazał się nie do końca udany - "spacerkiem" przekroczyliśmy granicę Czech, następnie Słowacji i zanocowaliśmy pod Ziliną. Rano ruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety autko nawaliło nam w połowie drogi i już w niedzielę utknęliśmy na południu Słowacji w miejscowości Nitra.
Okazało się, że po 5latkach użytkowania, alternator stwierdził iż nasza współpraca dobiega końca. Bez wspomagania, na samym akumulatorze, udało nam się wyjechać kilka kilometrów poza miasto i znaleźć ładny, kserotermiczny kawałek terenu. PH chciał, że teren ten, był własnością wojska i w związku z tym, mogliśmy zbadać jedynie jego obrzeża. Ok - miłe rozczarowanie - po pierwszym odkrytym pod kamykiem gnieździe Tetramorium sp., następne już odsłoniło wspaniałych żołnierzy Messor sp.
Następne 30min poszukiwań, przyniosło odkrycie dodatkowo gniazda Camponotus aethiops, 2ch gatunków Tapinoma sp. oraz oczywiście Lasius niger, L.flavus i jakiegoś Chtonolasiuska. Skarpka była zdecydowanie zdominowana przez Tetramorium, natomiast jej podnóże okupował Messor. Ponad skarpą znaleźliśmy również gniazda Formica rufibarbis i F.sanguinea. Dominik napotkał również i pojedyńczą robotnicę Camponotus herculeanus, szwędającą się pomiędzy kamykami. Efektem pobieżnych poszukiwań, stałem się posiadaczem poliginicznej (!!!) kolonii Messorka oraz Tapinoma (mikrusy - 2mm robotnice i może 4,5mm królowe). Dominikowi również poszczęściło się z Tapinomą a Iza narazie uważnie przyglądała się naszym poczynaniom.
Zdając sobie sprawę, że biwak u wjazdu na tereny wojskowe, nie jest najlepszym pomysłem, wsiedliśmy do auta i dzięki heroicznej walce Izy z kierownicą, udaliśmy się na pobliskie południowe zbocze celem przeczekania nocy. Ponieważ do zmierzchu było jeszcze trochę czasu, pozwoliliśmy sobie na mały rekonesans trawiastego terenu, porośniętego z żadka krzewami róż, a okalającego pobliski las mieszany. Na zboczu tym, napotkaliśmy w większości gatunki znane już z polskich terenów, ale i mniej pospolitą u nas Lasius emarginatus. Pod kamieniami, dwukrotnie natknąłem się na C.herculeanus a Iza wypatrzyła kopczyk ziemny (!!!) zasiedlony najprawdopodobniej przez C.aethiops (jego podziemne gniazdo nie dziwiłoby mnie, jednak kopczyk usypany na podobieństwo kopczyków F.rufibarbis, był dla mnie sporym zaskoczeniem). Podczas spaceru, natknęliśmy się również na gniazdo F.sanguinea z albo ergatiodalnymi, albo z jakiegoś innego powodu zdeformowanymi robotnicami w otoczeniu normalnie ukształtowanych sióstr własnego gatunku, oraz niewolnicami Formica fusca, bądź F.lemanii. Pod koniec wycieczki trafiliśmy na pojedyńcze, izolowane stanowisko Messorka.
Noc przebiegła przy ognisku... :>
Rano zaczęło "kapać" - trzeba było się zwijać do cywilizacji - zjazd polną drogą po zboczu (na szczęście niezbyt stromym ale gliniastym i zaczynającym już namakać) przypominać już zaczynał jazdę na sankach, na szczęście Iza dała sobie radę z kierownicą i szczęśliwie dojechaliśmy do miasta.
Cóż - dobrze jest pamiętać o czymś takim jak asistans - zapewniono nam nocleg i odstawiono auto do warsztatu - niestety Słowacy również świętują 1go Maja, tak więc utknęliśmy w Nitrze na dobre a pogoda jak na złość nie chciała nam pozwolić chociażby na pieszą wycieczkę w teren.
Do wieczorka nie było za bardzo co robić w hotelu, więc po niezbędnych "ablucjach", zrobiliśmy sobie spacer po mieście i do zamku - niestety... do muzeum nie udało nam się już wejść, pomimo moich usilnych starań :>
Rano okazało się, że serwis opla nie jest w stanie zapewnić nam natychmiastowej naprawy alternatora... Zwiedzanie miasta bez wspomagania (w poszukiwaniu warsztatu, który wybawiłby nas z opresji), dało się naszym nerwom nieźle we znaki a Iza pewnie będzie się po tym, mogła brać ze strongmenami za bary...
W końcu trafiliśmy we właściwe miejsce i w przeciągu 4h mechanicy uwinęli się z problemem. My w tym czasie zwiedziliśmy okoliczne tereny zielone, gruzowiska i bocznicę kolejową - wynik prawie żaden - jedynie Iza odniosła sukces i namierzyła królową w gnieździe Myrmica sp.
Cóż było robić - we wtorek po południu nie mieliśmy już innego wyjścia, jak powrócić na skarpkę z kserotermą i przeszukać ją dokładniej niż poprzednio - wynik taki/se, obaj z Dominikiem zyskaliśmy jeszcze po jednej królowej Messorka oraz trafiliśmy jakiś mały gatunek Camponotus sp. (niestety jedynie robotnice), reszta była powtórką z poprzedniej wizyty.
Powrót był męczący, głównie dzięki dziwnym oznaczeniom i układowi dróg - nerwy powoli zaczynały nam puszczać a pewna nutka rozczarowania wpływać na ogólny nastrój. W każdym razie wiem już dzisiaj jedno - ja tam wracam, tyle tylko, że już bez przystanków w Nitrze
