Strona 1 z 1

Beskidy - wypad redakcyjny ;)

: sob 20 sie, 2005
autor: PIOTR
16.08.2005
No... wyspałem się i mięśnie powróciły do stanu używalności...
Wczoraj wieczorkiem powróciłem z wyprawy w Beskidy - mrów jak mrówek :D
Wyprawę rozpoczęliśmy z Devilem w sobotę, trasa z Oleśnicy do Szczyrku, gdzie mieliśmy pierwszy przystanek, ubiegła w miarę spokojnie (poza klątwami na drogowców w Katowicach :D ).
Pogoda taka/se - niby słońce się przebijało, jednak temperatura oscylowała w granicach 20-23stC. Wszędzie widać było ślady po niedawnym deszczu.
Zaparkowaliśmy w Szczyrku obok jakiejś szkoły (nie powiem jakiej - nie pamiętam) i natychmiast po wygramoleniu się z auta, zarejestrowałem obecność Manica rubida - wyraźnie większe od Myrmic robotnice furażerowały wzdłuż krawężnika, rzadko wypuszczając się na więcej niż kilka centymetrów od niego. Fajnie, jednak nie przyjechaliśmy kwitnąć na parkingu, szczególnie, że skoro Manica jest, to raczej nie zniknie do naszego powrotu ;)
Przebraliśmy się w terenowy ciuch i poczłapali pod górę.
Prosto jak strzelił na wzgórze pod którym parkowaliśmy... to był błąd... AŁA... jestem dobrym piechurem na nizinie, 40 czy 50km po lasach dookoła Oleśnicy, nie robi na mnie wrażenia, jednak po górach nie miałem dotąd okazji chodzić i szybko się przekonałem, że jestem cieniutki :D
Obaj z Tomkiem ( Devil ) byliśmy nastawieni na trudne trasy, jednak to w jaki sposób rozpoczęliśmy wędrówkę, dokopało nam solidnie... a trzeba było poszukać szlaku... podchodzenie pod górę o kącie nachylenia stoku 45" w linii prostej do szczytu - nie było dobrym pomysłem :D
W każdym razie w gęstym lesie, jedyne co napotkaliśmy to Formica sp. na pierwszy rzut oka Formica fusca, prawdopodobnie jednak F.lemanii, oraz Myrmica sp. Pomimo że szukałem pilnie, nie udało mi się namierzyć innych gatunków.
W pewnym momencie zobaczyłem szeroki a płaski kamień tuż obok spływającego z góry strumyczka w odrobinę odsłoniętym miejscu - nie mogłem się powstrzymać :> Po uniesieniu kamienia, moim oczom ukazał się przepiękny widok - cztery wspaniałe salamandry plamiste :) Zwierzaki przestraszone nagłym dostępem światła a i pewnie moim widokiem, próbowały schować się
w zagłębieniu po brzegu kamienia - niestety mogła się tam zmieścić najwyżej jedna sztuka. Zawołałem Tomka - obaj po raz pierwszy widzieliśmy ten gatunek w naturze, kląłem na czym świat stoi, że nie zabrałem z samochodu aparatu :(
No cóż... pooglądali, popodziwiali, trzeba iść dalej. Już wspólnie ostrożnie położyliśmy kamień tak, aby zwierzaki poczuły się bezpieczniej a zarazem aby ich nie uszkodzić i powlekliśmy się dalej.
Jakoś w połowie stoku przejaśniło się trochę i w nasłonecznionych miejscach zaczęliśmy napotykać mrówy ponownie.
Formica sanquinea, F.truncorum, F.lemanii(?), Camponotus herculeanus, C.ligniperda(!!!), Manica rubida, Myrmica sp., Leptothorax sp.
Niestety prawdopodobnie dosyć niska temperatura sprawiła, że nie udało nam się poobserwować jakichś ciekawszych sytuacji, czy bardziej skrytych gatunków.
W każdym razie rekonesans postanowiliśmy zakończyć na aktualnej wysokości, znaleźliśmy szlak idący w poprzek stoku i dalsze pięcie się pod górę, uznaliśmy za mało kusząca perspektywę :D
Przejście około 2km szlakiem, nie zaowocowało jednak niczym nowym - ruszyliśmy w dół.
Tiaaa... wchodzenie dało nam w kość... jednak schodzi się też ciężko, szczególnie, gdy podłoże mokre - cudem jedynie, żaden z nas nie wywinął orła :D
Jakoś udało się nam dotrzeć do auta. Postanowiliśmy zmienić teren i poszukać noclegu w innym rejonie, ruszyliśmy do Żywca.
Tiaaa... Browar to już konkretne przedsiębiorstwo - po obu stronach trasy, ciągną sie wielkie hale i olbrzymie place z paletami wypełnionymi złocistym napojem... no cóż... osobiście gustuję jednak w złocistych napojach o zdecydowanie mniejszej zawartości wody :D:D:D
Udało nam się znależć kemping (Zajazd Dębina - czy jakoś tak)... co prawda wolnych domków próżno szukać, jednak wyjątkowo miła obsługa, pozwoliła zaparkować autko na wewnętrznym parkingu, a że autko pojemne - perspektywa kimonka w jego wnętrzu pod śpiworami, nie była AŻ tak straszna ;)
Fortuna okazała się na tyle łaskawa, iż nie nudziliśmy się wieczorkiem - na kempingu akurat trwała impreza, potańcówka ip :>
Następnego dnia z samego rana (tuż po godzinie 12.00 :> ) wyruszyliśmy na rekonesans okolicznych terenów, okazało się, że kemping leży nad strumieniem, z którego drugiej strony widnieje ładny drzewostan... Echhh... płytko było, więc nie dało się wymigać... woda zimna, kamienie śliskie, ale udało nam się przebrnąć na drugą stronę ;)
Tuż przy brzegu, pomiędzy płytami grobli zauważyłem ruch... RAJU... Teraz dopiero zobaczyłem jak potężne mogą być Manica rubida - nawet Devila (dotąd jedynie Camponotusem zaabsorbowanego) podnieciły te prawie centymetrowej wielkości maszyny ;)
Dobrą godzinę spędziliśmy w pobliżu gniazda (okazało się, że tuż za linią drzew, nie ma nic ciekawego - osiedle :( ), obserwując jak wielkie robotnice M.rubida kopią nową norę, a mniejsze furażerują po obrzeżach betonowych płyt grobli, co chwila przeganiając się z gniazdują cymi tam również Myrmica sp. i szwędającymi także Lasius niger z mrowiska poza betonem. Co prawda kilkakrotnie widziałem jak Manica chwyta np. o połowę mniejszą Myrmice i zwija się z nią w kłębek, jednak ofiar nie było - widocznie takie zachowania miały znamionować kwestie dominacyjne na terytorium a nie prowadzić do rzeczywistej walki.
Ok... doszliśmy do siebie po nocce - trzeba ruszać dalej ;)
Po konsultacji i wpatrywaniu w mapę, zachciało nam się odwiedzić przeciwległy brzeg Zalewu Żywieckiego z południowymi zboczami wzgórz - warto było... okazało się, że pomimo, iż przy parkowaniu auto nam się prawie nie przewróciło na bok a następnie nie zjechało w dół pomimo zaciągniętych hamulców, to trafiliśmy na teren, gdzie w ostatnim tygodniu musiała roić się Formica sanquinea, gdyż obaj złapaliśmy po młodej, jeszcze samotnej królowej (Tomek dwie) ;)
Obrazek
Ponieważ jednak mieliśmy braki w zaopatrzeniu (płynnym), musieliśmy zakończyć ten etap dosyć szybko :(
Patrząc na mapę, mamy przed sobą jeszcze kawał drogi na południe, zanim dotrzemy do granic rezerwatów gdzie nie chcieliśmy się już wbijać...
Milówka - następny postój i wycieczka w teren, ała... trasę wspinaczki znowy przecina nam rzeczka i to z dnem najeżonym łupkami - ciężko było...
Na dodatek wybrany stok okazuje się niewypałem :(
Nie dosyć, że zarośnięty jeżyną, to poza L.niger, Myrmica sp., Formica lemanii i F.sanquinea, nie namierzyliśmy nic więcej. Jednak gdy byliśmy już całkowicie pewni, iż nie chcemy się już dalej wspinać - spojżenie w dół powiedziało nam, że ednak powinniśmy - droga w dół zapowiadała się bowiem koszmarnie a jakaś szansa, że ze szczytu będzie łatwiej zejść innym zboczem, przecież jest ;)
Niop... było - ze szczytu w dół zachodnim zboczem, prowadzi ładna ścieżka, niestety aby powrócić do auta, musielibyśmy potwornie nadrobić drogi a na to jakoś ochoty nie było. Boczkiem, boczkiem i udało się nam ominąć plac budowy wiaduktu, docierając na sam prawie dół zbocza we w miarę przyzwoity sposób. Jeszcze kilkadziesiąt metrów przez paskudne poszycie podmokłego terenu i wylądowaliśmy na kamienistym brzegu rzeczki już raz dzisiaj przekraczanej. ACHAAA... zacząłem przebierać nogami, tupać i potrząsać nogawką - okazało się, że stanąłem na kamieniu, który obsówając się na bok, odsłonił duuuuuużą kolonię Manica rubida a robotnice zaniepokojone zdażeniem, wściekle biegają dookoła - nie chcąc ryzykować pożądlenia, odskoczyłem na odległość metra od gniazda i wybierając punkty omijane przez robotnice, zbliżyłem się do niego ponownie.
Pomiędzy uwijającymi się olbrzymimi robotnicami, dostrzegłem nie tylko skrzydlate osobniki szykujące się do rójki, ale i również jedną wałęsającą się dojżałą królową (w tym momencie zdobi ona już moją kolekcję :> ), jako że gatunek jest wysoce poliginiczny - więcej ich pewnie było pod innymi sąsiadującymi kamieniami, jednak nie zamierzałem niszczyć im gniazda z premedytacją. Królowa i kilka robotnic wylądowały w pudełku i oddaliłem się z tamtąd w pośpiechu - wpienione robotnice zaczęły mi już ponownie wchodzić na obuwie :D
Waz z Tomkiem, przez dłuższą chwilę penetrowaliśmy ten skrawek brzegu - co krok prawie napotykaliśmy gniazda M.rubida, przeplatające się czy dosłownie wspólne z Formica sp. - bardzo jasne, szaro/żółte robotnice przypominające F.cinerea, jednak o wyjątkowo nietypowym ubarwieniu.
Lasius niger oczywiście i Myrmica sp. również się pokazywały a nawet okazało się, że w pobliżu musi gniazdować Formica truncorum, gdyż poobserwowaliśmy młodą królową tego chronionego i unikatowego gatunku w trakcie wtargnięcia do kolonii w/w jasnych Formic - praktycznie nie zwracając uwagi na próbujące ją czasami podgryzać robotnice, stała spokojnie, przejmując od nich zapach kolonii i jedynie w momentach, gdy poza pociągnięciami za nóżki, próbowały pryskać kwasem - reagowała lekkim odchyleniem spod jego strumienia, jednak i na te ataki wydawała się w miarę odporna i zobojętniała. Po jakichś 15min, widocznie już dosyć mocno przesiąknięta zapachem ocierających się o nią robotnic, pomału zaczęła zbliżać się coraz bardziej do wejścia gniazda - robotnice uż praktycznie nie zwracały na nią uwagi. Tuż przed tym, zanim zniknęła w norce, zauważyłem nawet trofalaksję pomiędzy nią a jedną z gospodyń ;)
Wychodzi na to, że przynajmniej ten gatunek nie ma w zwyczaju włażenia "na chama" do gniazda żywiciela a przynajmniej nie est to jego jedyną metodą wtargnięcia ;)
Ponieważ zeszło nam sporo czasu, po powrocie do auta ruszyliśmy w dalszą drogę na południe.
Po minęciu Milówki, zacząłem kombinować nad postojem - tuż przed granicą parku narodowego, udało się nam znaleźć wyjątkowo zaciszne miejsce w lesie na porębie (do wtorku i tak nikogo by się tam nie należało spodziewać z robotników leśnych) gdzie postanowiliśmy zanocować ;)
Obrazek
Obrazek
Ognisko, kiełbaski, pogaduchy - padliśmy około 1.00, a pomimo tego Devil już o 7.00 uciekł z auta na rekonesans, w trakcie którego stwierdził obecność Manica rubida i Camponotus ligniperda ;)
Obrazek

Mnie zwlekło na ziemię około 8.00 i ruszyliśmy w dalszy teren...
Echhh... było siedzieć u podnuża stoku - zdecydowanie taka wspinaczka nie była zdrowa :D:D:D
Dobre 5km podchodzenia pod górę, zaowocowało jedynie następną salamandrą (znowu nie zabrałem aparatu :/ ) i kilkoma gniazdami F.lemanii oraz M.rubida, które uż nam spowszedniały :>
Na trasie niestety tylko raz trafiliśmy miejsce, gdzie udało się spotkać pojedyńczą kolonię Formica sanquinea i to wsio - żadnych rewelacji :(
Trzeba było wracać...
Pomijając fakt, iż zaczęło padać i droga w dół stała się jeszcze gorsza, niż pod górę, to nie byliśmy zadowoleni - cały czas sukałem Lasius emarginatus i coraz bardziej spuszczałem nos na kwintę - NIC :(
Trudno... pomyszkowaliśmy jeszcze w miarę sił w okolicy auta i okazało się, że i C.herculeanus tu występuje a i F.truncorum ma duuuuży jak na ten gatunek kopiec ;)
Zmęczeni ruszyliśmy tyłki do auta i w dalszą trasę.
W trasie na Laliki, miałem serce na ramieniu - jechaliśmy prawie cały czas ostrymi wzniesieniami oraz spadami a po ulicach mijanych miejscowości, turyści chodzili, jakby byli na deptaku - koszmar...
Koło Istebnej zrobiliśmy sobie dłuuuugi i ostatni już wypad w teren - niestety, znowu powtarzające się gatunki :(
Generalnie nie byliśmy zawiedzeni, jednak tak daleko na południe kraju, spodziewałem się zastać o wiele więcej gatunków nie spotykanych w lasach nizin, niż to stwierdziłem...
Wracaliśmy przez Wisłę - AŁA... współczuję kierowcom zdążającym z przeciwnej strony w jej kierunku - nie mam pojęcia co ich tam ciągnęło, jednak 30km korek, musiał im nieżle dać się we znaki :/
Cóż... wypad rekonesansowy w Beskidy, zakończył się... Wynik - następnym razem jadę w Karkonosze - bliżej a po krótkim wypadzie 2tygodnie wcześniej wraz z Mariuszem Sekścińskim, stwierdzam, że tam poza tymi samymi gatunkami mrówek, co w Beskidzie i u mnie na nizinie, mam jeszcze sporo szans na poszukanie czegoś nowego (poprzednio poszukiwania były dosyć pobieżne) ;)

Re: Beskidy - wypad redakcyjny ;)

: sob 20 sie, 2005
autor: Devil_
Achh az milo powspominac ;)
Wedrowka jest tak opisana ze juz dodawac nic nie musze :) Nogi do tej pory bola i odpoczac po wysilku nie moga :) Teraz juz tylko pozostaje czekac do wiosny na nastepne podroze bo w tym roku raczej nie dam juz rady sie urwac od rzeczywistosci :)

Re: Beskidy - wypad redakcyjny ;)

: wt 31 sty, 2006
autor: Tenaxinexis
lepiej późno niż wcale:

sprawozdanie bardzo dobre i czekamy na następne ;)
Mi C.ligniperda nigdy nie spowszednieją :D w życiu tylko 3x widziałem te mrówy. Raz na Słowacji, raz również w Beskidach ,a raz niedaleko Krakowa w dolince Bendkowskiej czy jakoś tak :D

ale z kolei Lasius emarginatus jest dla mnie niczym niezwykłym :D

pzdr.