L. niger vs M. rubra (znowu).
: ndz 24 kwie, 2011
Spędziłem miłą świąteczną niedzielę u Matki. Rozłożyłem sobie "koc" (czyli kawał folii), namierzyłem M. rubra i L. niger (gniazda), po czym podsypałem każdemu gatunkowi cukru w miejscu, gdzie furażerowały i, krok po kroku, zbliżałem do siebie wpieprzające mrówki obu gatunków. Nawiasem pisząc, na sąsiednim tarasie sąsiedzi imprezowali w najlepsze, tedy musiałem im sprawić radochę leżąc kilka godzin w cieniu i gapiąc się w glebę. Pewnie myśleli, że zwariowałem.
M. rubra nie udało mi się skusić początkowo, natomiast L. niger wysypał się do cukru raz-dwa. Powoli podsypywałem cukier coraz bliżej niewielkiego drzewa (przepomniałem nazwę gatunku; drzewko miało niewiele więcej, niż 160 cm. wysokości)), na którym M. rubra oraz F. fusca lizały nektar kwiatowy. Wysypawszy cukier nieopodal pnia tego drzewa, wreszcie udało mi się namówić M. rubra do masowego wysypu.
Poszedłem na świąteczne śniadanie. Po powrocie okazało się, że pod pniem furażerują setki M. rubra. W niewielkiej odległości (około 20 cm) wręcz zatrzęsienie L. niger (zgrupowania wielkości pięści, spod których nie było widać ziemi - dziesiątki i setki mrówek). Okazało się, że są to robotnice z dwóch gniazd - jedno to to, które namierzyłem i drugie, o którym nie wiedziałem (było za krzaczorami, więc nawet nie szukałem wejścia). L. niger żarły pospołu, przy okazji urządzając między sobą turniej. Wygląda to w ten sposób, że mrówki chodzą wokół siebie na wyprostowanych nóżkach z zadartymi zadami i wykonując "sprężynowe" ruchy. Zwarcia żadnego nie zaobserwowałem. Z każdego gniazda L. niger do zgrupowań prowadziły szlaki do gniazd, po których tam i nazad kursowały sznury robotnic. Tymczasem M. rubra utworzyły coś w rodzaju frontu i powoli spychały jedzące i przepychające się w turnieju L. niger. Zaobserwowałem kilka pojedynków, w której stroną atakującą był L. niger. L. niger z gniazda namierzonego przeze mnie najwyraźniej przerżnęły turniej, bo się wycofały bliżej swego gniazda i daleko od M. rubra. Możliwe, że uciekły przed M. rubra, ale sądząc po kierunku natarcia M. rubra myślę, że chodziło jednak o turniej. A może jedno i drugie, ciężko stwierdzić.
M. rubra spychała L. niger z krzaczorów coraz dalej i dalej od "swojego" drzewka. Zaznaczam, że nie atakowała, tylko jakby masowo spychała hurtnice. Nie było to jakoś super szybkie, ot cierpliwie, centymetr po centymetrze przesuwały się dalej, a L. niger ustępował z każdym kwadransem. Gdzies po godzinie kotłujący się L. niger został odepchnięty o około 50 cm. Od czasu do czasu jakaś M. rubra ładowała się w kotłujący się rój L. niger i tam ginęła atakowana przez kilka L. niger na raz, przy czym w ciągu całego dnia zaobserwowałem tylko kilka trupów M. rubra; trupów L. niger nie zaobserwowałem wcale. Pojedynki zazwyczaj kończyły się bezkrwawo, gdyż po pewnym czasie L. niger, nie będąc w stanie samodzielnie zabić M. rubra, odstępował. M. rubra nie starała się żądlić, ani nic z tych rzeczy.
Tymczasem M. rubra podeszła do cukru, który wysypałem blisko szlaku zapachowego L. niger z "mojego" gniazda. Kilka cm. dalej, na wystającym z ziemi kołku ogrodowym (taki płotek wkopany w ziemię, żeby ogródek był wyżej o 10 cm od trawnika) łaziło bez przerwy kilkanaście hurtnic. Po godzinie z tego cukru opanowanego przez M. rubra wysypało się kilkanaście M. rubra, które podeszły do szlaku L. niger i przerwały go (bez większej agresji, po prostu się tam pętały). Dzięki temu hurtnice, pozbawione posiłków, dały nogę z kołka.
Osobniki M. rubra robiły trzy rzeczy: część lizała cukier, część znosiła go do gniazda w żuwaczkach, natomiast część zajmowała się spychaniem L. niger jak najdalej od żarcia. L. niger zajmował się lizaniem, turniejem z obcymi robotnicami i atakowaniem M. rubra; nie zaobserwowałem, by znosił kryształki do gniazda, jak M. rubra.
I tyle; skończyłem obserwować, bo moja Matka zrobiła mrówkom kuku i podlała kwiaty. Obserwacja trwała od 10:30 do 18 (z przerwami). Dodam, że usiłowałem wywołać podobny konflikt w innej części ogródka, ale mi się nie udało - hurtnice nie chciały jeść cukru na suchej powierzchni, a mnie się nie chciało podawać karmników z posłodzoną wodą (w pierwotnym miejscu gleba była wilgotna, więc cukier się "pocił").
Reasumując - bardzo ciekawy konflikt wewnątrz- i międzygatunkowy. W wojnie (bo śmiało można tak to nazwać) wzięło udział tysiące osobników z trzech gniazd. M. rubra najwyraźniej wygrała konflikt, bo zdominowała całkowicie pole troficzne. Bez wątpienia broniła cukru, a może też i drzewka - zanim sprowokowałem wojnę, na drzewku nie było ani jednej L. niger, za to było trochę F. fusca, która zwiewała na widok M. rubra aż się kurzyło, gdy przypadkiem doszło do kontaktu. W ogóle, F. fusca niezbyt się interesowała cukrem. Swobodnie wchodziła w rój M. rubra nie doznając szkody, natomiast nie widziałem, by wchodziła w kłębowisko L. niger. Zauważmy, że jedno gniazdo M. rubra potrafiło podchodzić i przepędzić DWA roje L. niger. A nie były to roje małe (może nie te największe, wnioskując po wielkości robotnic, ale też nie zeszłoroczne - w każdym swobodnie było ponad tysiąc robotnic).
Wynika z tego, że M. rubra i L. niger są bardzo blisko w hierarchii i choć L. niger czasem atakował M. rubra, to jednak czuł przed nią respekt i dawał się spychać przez front utworzony przez M. rubra. Ta ostatnia tworzyła coś w rodzaju linii natarcia w którym brało udział po kilkanaście sztuk wścieklicy (nacierający się wymieniali, bo między miejscem konfliktu a gniazdem bez przerwy kursowały robotnice). Podobny numer widziałem w wykonaniu T. caespitum (w innym miejscu, ale też w naturze po wywołaniu podobnego konfliktu w podobny sposób, tyle tylko, że ze słodką wodą, bo akcja miała miejsce na cegłach, więc nie musiałem używać karmników, lecz wylewać słodką wodę wprost na podłoże), przy czym T. caespitum był nieco agresywniejszy, tj. wchodził czasem do pojedynków, a nacierające robotnice miały rozwarte ryje (po kontakcie darniowiec z otwartą paszczą "szarżował" na wroga jak pitbull, zazwyczaj nie doganiając zwiewającej hurtnicy). Możliwe, że M. rubra też miał rozwarte szczęki, ale że obserwowałem to ze zbyt dużej odległości, nie zauważyłem tego. Wydaje mi się, że M. rubra nie szła z rozwartą mordą, ale mogę się mylić. Natomiast na pewno miały cofnięte czułki, by uniemożliwić L. niger złapanie za nie.
Cały ten konflikt pokazuje jasno, że M. rubra skutecznie potrafi łoić dupę L. niger, więc bardzo proszę nie pisać już, że L. niger zawsze wygrywa takie konflikty. Gdyby nacierający front M. rubra dotarł do wlotów gniazda L. niger, bez wątpienia by zaczął pilnować wejść, a nawet ładować się do środka.
Na końcu napiszę, że w ogródku Mamy występują tylko L. niger, M. rubra i F. fusca. O dziwo, nie ma tam T. caespitum (choć za płotem jest typowe piaszczyste podłoże z niską trawą, więc idealne miejsce; szkoda, bobym napuścił na darniowca wścieklice i hurtnice, hłe, hłe, hłe). Nie grzebałem w ziemi, więc nie wiem, czy są tam L. flavus i L. umbratus, ale grubo wątpię. Może w tym roku zaimplantuję tam darniowca, żeby było wesoło; już nawet znalazłem miejsce (na środku ogródka, gdzie jest piach i trawa - powinno darniowcowi odpowiadać).
Zapraszam do komentowania.
M. rubra nie udało mi się skusić początkowo, natomiast L. niger wysypał się do cukru raz-dwa. Powoli podsypywałem cukier coraz bliżej niewielkiego drzewa (przepomniałem nazwę gatunku; drzewko miało niewiele więcej, niż 160 cm. wysokości)), na którym M. rubra oraz F. fusca lizały nektar kwiatowy. Wysypawszy cukier nieopodal pnia tego drzewa, wreszcie udało mi się namówić M. rubra do masowego wysypu.
Poszedłem na świąteczne śniadanie. Po powrocie okazało się, że pod pniem furażerują setki M. rubra. W niewielkiej odległości (około 20 cm) wręcz zatrzęsienie L. niger (zgrupowania wielkości pięści, spod których nie było widać ziemi - dziesiątki i setki mrówek). Okazało się, że są to robotnice z dwóch gniazd - jedno to to, które namierzyłem i drugie, o którym nie wiedziałem (było za krzaczorami, więc nawet nie szukałem wejścia). L. niger żarły pospołu, przy okazji urządzając między sobą turniej. Wygląda to w ten sposób, że mrówki chodzą wokół siebie na wyprostowanych nóżkach z zadartymi zadami i wykonując "sprężynowe" ruchy. Zwarcia żadnego nie zaobserwowałem. Z każdego gniazda L. niger do zgrupowań prowadziły szlaki do gniazd, po których tam i nazad kursowały sznury robotnic. Tymczasem M. rubra utworzyły coś w rodzaju frontu i powoli spychały jedzące i przepychające się w turnieju L. niger. Zaobserwowałem kilka pojedynków, w której stroną atakującą był L. niger. L. niger z gniazda namierzonego przeze mnie najwyraźniej przerżnęły turniej, bo się wycofały bliżej swego gniazda i daleko od M. rubra. Możliwe, że uciekły przed M. rubra, ale sądząc po kierunku natarcia M. rubra myślę, że chodziło jednak o turniej. A może jedno i drugie, ciężko stwierdzić.
M. rubra spychała L. niger z krzaczorów coraz dalej i dalej od "swojego" drzewka. Zaznaczam, że nie atakowała, tylko jakby masowo spychała hurtnice. Nie było to jakoś super szybkie, ot cierpliwie, centymetr po centymetrze przesuwały się dalej, a L. niger ustępował z każdym kwadransem. Gdzies po godzinie kotłujący się L. niger został odepchnięty o około 50 cm. Od czasu do czasu jakaś M. rubra ładowała się w kotłujący się rój L. niger i tam ginęła atakowana przez kilka L. niger na raz, przy czym w ciągu całego dnia zaobserwowałem tylko kilka trupów M. rubra; trupów L. niger nie zaobserwowałem wcale. Pojedynki zazwyczaj kończyły się bezkrwawo, gdyż po pewnym czasie L. niger, nie będąc w stanie samodzielnie zabić M. rubra, odstępował. M. rubra nie starała się żądlić, ani nic z tych rzeczy.
Tymczasem M. rubra podeszła do cukru, który wysypałem blisko szlaku zapachowego L. niger z "mojego" gniazda. Kilka cm. dalej, na wystającym z ziemi kołku ogrodowym (taki płotek wkopany w ziemię, żeby ogródek był wyżej o 10 cm od trawnika) łaziło bez przerwy kilkanaście hurtnic. Po godzinie z tego cukru opanowanego przez M. rubra wysypało się kilkanaście M. rubra, które podeszły do szlaku L. niger i przerwały go (bez większej agresji, po prostu się tam pętały). Dzięki temu hurtnice, pozbawione posiłków, dały nogę z kołka.
Osobniki M. rubra robiły trzy rzeczy: część lizała cukier, część znosiła go do gniazda w żuwaczkach, natomiast część zajmowała się spychaniem L. niger jak najdalej od żarcia. L. niger zajmował się lizaniem, turniejem z obcymi robotnicami i atakowaniem M. rubra; nie zaobserwowałem, by znosił kryształki do gniazda, jak M. rubra.
I tyle; skończyłem obserwować, bo moja Matka zrobiła mrówkom kuku i podlała kwiaty. Obserwacja trwała od 10:30 do 18 (z przerwami). Dodam, że usiłowałem wywołać podobny konflikt w innej części ogródka, ale mi się nie udało - hurtnice nie chciały jeść cukru na suchej powierzchni, a mnie się nie chciało podawać karmników z posłodzoną wodą (w pierwotnym miejscu gleba była wilgotna, więc cukier się "pocił").
Reasumując - bardzo ciekawy konflikt wewnątrz- i międzygatunkowy. W wojnie (bo śmiało można tak to nazwać) wzięło udział tysiące osobników z trzech gniazd. M. rubra najwyraźniej wygrała konflikt, bo zdominowała całkowicie pole troficzne. Bez wątpienia broniła cukru, a może też i drzewka - zanim sprowokowałem wojnę, na drzewku nie było ani jednej L. niger, za to było trochę F. fusca, która zwiewała na widok M. rubra aż się kurzyło, gdy przypadkiem doszło do kontaktu. W ogóle, F. fusca niezbyt się interesowała cukrem. Swobodnie wchodziła w rój M. rubra nie doznając szkody, natomiast nie widziałem, by wchodziła w kłębowisko L. niger. Zauważmy, że jedno gniazdo M. rubra potrafiło podchodzić i przepędzić DWA roje L. niger. A nie były to roje małe (może nie te największe, wnioskując po wielkości robotnic, ale też nie zeszłoroczne - w każdym swobodnie było ponad tysiąc robotnic).
Wynika z tego, że M. rubra i L. niger są bardzo blisko w hierarchii i choć L. niger czasem atakował M. rubra, to jednak czuł przed nią respekt i dawał się spychać przez front utworzony przez M. rubra. Ta ostatnia tworzyła coś w rodzaju linii natarcia w którym brało udział po kilkanaście sztuk wścieklicy (nacierający się wymieniali, bo między miejscem konfliktu a gniazdem bez przerwy kursowały robotnice). Podobny numer widziałem w wykonaniu T. caespitum (w innym miejscu, ale też w naturze po wywołaniu podobnego konfliktu w podobny sposób, tyle tylko, że ze słodką wodą, bo akcja miała miejsce na cegłach, więc nie musiałem używać karmników, lecz wylewać słodką wodę wprost na podłoże), przy czym T. caespitum był nieco agresywniejszy, tj. wchodził czasem do pojedynków, a nacierające robotnice miały rozwarte ryje (po kontakcie darniowiec z otwartą paszczą "szarżował" na wroga jak pitbull, zazwyczaj nie doganiając zwiewającej hurtnicy). Możliwe, że M. rubra też miał rozwarte szczęki, ale że obserwowałem to ze zbyt dużej odległości, nie zauważyłem tego. Wydaje mi się, że M. rubra nie szła z rozwartą mordą, ale mogę się mylić. Natomiast na pewno miały cofnięte czułki, by uniemożliwić L. niger złapanie za nie.
Cały ten konflikt pokazuje jasno, że M. rubra skutecznie potrafi łoić dupę L. niger, więc bardzo proszę nie pisać już, że L. niger zawsze wygrywa takie konflikty. Gdyby nacierający front M. rubra dotarł do wlotów gniazda L. niger, bez wątpienia by zaczął pilnować wejść, a nawet ładować się do środka.
Na końcu napiszę, że w ogródku Mamy występują tylko L. niger, M. rubra i F. fusca. O dziwo, nie ma tam T. caespitum (choć za płotem jest typowe piaszczyste podłoże z niską trawą, więc idealne miejsce; szkoda, bobym napuścił na darniowca wścieklice i hurtnice, hłe, hłe, hłe). Nie grzebałem w ziemi, więc nie wiem, czy są tam L. flavus i L. umbratus, ale grubo wątpię. Może w tym roku zaimplantuję tam darniowca, żeby było wesoło; już nawet znalazłem miejsce (na środku ogródka, gdzie jest piach i trawa - powinno darniowcowi odpowiadać).
Zapraszam do komentowania.