U mnie było tak... Zaczęło się od przemyconego B.vagans L1. Pewnego dnia podchodzę do mamy i...
- Mamo, ty wiesz, że od miesiąca w mojej szafce mieszka ptasznik?
- Co ty gadasz? Ptaszniki są wielkie, potrzebują terrarium, lamp, UVB i wogóle
- No to patrz... (Pokazuje jej maleństwo)
- Taki mały?? Daj na rękę... O kurcze! To faktycznie tarantula! Jak on dziwnie chodzi! Jakie to fajne!
I tak to się zaczęło... Brała pajączka na rękę po każdej wylince i stopniowo przyzwyczajała się do jego wielkości. Ptasznik okazał się samcem i odszedł do krainy wiecznych łowów w wieku 2,5 lat. Na jego miejsce ciągle przybywały kolejne i kolejne... Swego czasu miałam w domu ponad 70 pająków i wtedy zdarzyła się tragedia... Kupiłam na giełdzie odłowioną G pulchra, która nie chciała jeść, a z otworu gębowego wychodziła jej biała maź. samica padła 2 miesiące później, a że miała wyczesany odwłok, to nie chciałam jej preparować, tylko wrzuciłam ciało do hodowli drewnojadów, które chętnie ją zjadły. Nie przypuszczałam, że to był największy błąd mojego życia. W przeciągu 4 miesięcy zdechły mi wszystkie pająki, które zjadły skażonego drewnojada...
Teraz powoli zaczynam od nowa i nastawiłam się raczej na agresywne, mocno jadowite gatunki z rodzaju Poecilotheria, Pterinus, Haplopelma, Stromatopelma i nie rozdrabniam się naziemnymi.
Pozdrawiam i przepraszam za ten esej